Wywiad z liderem klasyfikacji strzelców II ligi, napastnikiem Pogoni Siedlce – Adrianem Paluchowskim.
Zacznijmy od poprzedniego sezonu. Miałeś okazję zastanowić się, czego zabrakło, aby Pogoń utrzymała się na zapleczu ekstraklasy?
Nie rozmyślałem nad przyczynami spadku. Przez cały sezon coś nie trybiło. Były wzloty, ale więcej było upadków. Nie brakowało słabych meczów i głupich strat punktów. Summa summarum wyszło jak wyszło.
Upadków nie brakowało, ale były jeszcze szanse na uniknięcie spadku. Bodaj największa w dwumeczu barażowym z Garbarnią Kraków.
Nie szło nam w całym poprzednim sezonie. Z Garbarnią mogliśmy wyciągnąć coś więcej. Może podeszliśmy ze złym nastawieniem do meczu. Chcieliśmy zmieść II-ligowca, a wiadomo, że nie byliśmy w świetnej dyspozycji. Po pierwszym meczu mieliśmy wynik, to Garbarnia musiała strzelać bramki, a nie my. Może należało poczekać na nich na własnej połowie? Niestety, za bardzo się otworzyliśmy…
Dwa ostatnie sezony były dla ciebie dobre indywidualnie, ale zespołowo kończyły się spadkami. Czy to w jakikolwiek sposób wyrównuje się?
Dobro drużyny zawsze stoi na pierwszym miejscu. Fajnie, że strzelam bramki, ale szkoda, że nie przekładają się na odpowiednio wysokie miejsce w tabeli. Tak się złożyło, że zaliczyłem dwa spadki z rzędu. Nie wyobrażam sobie, żeby ta czarna seria była kontynuowana.
Latem kadra Pogoni uległa rewolucji. Czy spotkałeś się wcześniej z tak poważną wymianą zawodników?
Podobnie było rok temu, kiedy przychodziłem do Pogoni. Nie było tak wielkiej rewolucji, ale i tak przyszło kilkunastu piłkarzy. Jeżeli sezon nie spełnia oczekiwań to dochodzi do zmian. To normalne w naszej piłce. Spadek również determinował pewne ruchy. Myślę, że gdyby Pogoń utrzymała się w I lidze to większość zawodników by w niej została. Po spadku doszło do rewolucji, jest nowy zespół. Kilku piłkarzy ma podpisane dwuletnie kontrakty, więc za rok do równie wielkich zmian nie powinno dojść.
Gdy na początku lipca wchodziłeś do szatni to zastanawiałeś się, czy pomyliłeś drzwi?
Ze znanych twarzy zostało siedem czy osiem osób. Kilku innych piłkarzy znałem z boisk, więc szoku nie doznałem. Faktem jest jednak, że drużynę trzeba było budować od nowa.
Czy słaby początek – dwa punkty w pięciu meczach – odbił się na nowo tworzonej drużynie?
Wierzyliśmy, że nasza gra wreszcie zaskoczy. Zdawaliśmy sobie sprawę z potencjału jaki drzemał w drużynie, więc paniki nie było. Mamy za sobą krótszy okres przygotowawczy niż inni. Trener chciał jak najwięcej zrobić, więc nogi były cięższe niż zwykle. Wiedzieliśmy jednak, że nasza praca przynosi efekt. Oby kontynuować serię meczów bez porażki.
Najdłużej w pamięci kibiców pozostanie mecz z Gryfem, który został wygrany w rekordowych rozmiarach – 7:2.
Był nam potrzebny taki mecz, żeby każdy uwierzył, że potrafimy grać w piłkę. W rundzie wiosennej mieliśmy fajny mecz przy Cichej, ale jedna jaskółka nie uczyniła wiosny. Wygrana z Gryfem dała nam pozytywnego kopa.
Gdyby komuś pokazać wideo z meczów z Ruchem i Gryfem to powiedziałby, że Pogoń to zespół na czołówkę I ligi, a jest w innym miejscu.
Nie ma możliwości, żeby wygrane po pięcioma-sześcioma bramkami stały się normą. Nie jesteśmy Barceloną albo Realem Madryt. Na tak wysoką wygraną jak z Gryfem musi złożyć się kilka czynników. W ostatnim domowym meczu wychodziło nam totalnie wszystko. Cieszy, że potrafimy strzelać bramki.
Czy mierzysz w koronę króla strzelców II ligi?
W sezonie 2013-14 byłem już królem strzelców w barwach Znicza Pruszków, tyle że w II lidze wschodniej. Fajnie byłoby to powtórzyć. Cel drużynowy jest jednak na pierwszym miejscu. Jeżeli uda połączyć się bramki z punktami to będę w pełni zadowolony.
W Pogoni rozegrałeś 36 spotkań ligowych, w których zdobyłeś 18 bramek, czyli strzelasz gola na dwa mecze. Czy to dobra statystyka?
W ostatnich sezonach regularnie zdobywam po kilkanaście bramek. Na razie jest dobrze, ale myślę, że może być jeszcze lepiej. W samym meczu z Gryfem nie wykorzystałem kilku dogodnych sytuacji. Mam nadzieję, że utrzymam średnią, albo ją poprawię.
Czy wygrana Pogoni u siebie jest równoznaczna z hat trickiem Adriana Paluchowskiego?
Zobaczymy. Najlepiej byłoby, żeby zawsze wygrywała z pomocą mojego hat tricka. Przyjdą mecze, w których nie będę strzelał. Każdy z kadry może wejść na boisko i zasłużyć na miano bohatera.
Znicz to twój były klub. Czy przez to derbowa porażka z pruszkowianami była dla ciebie bardziej dotkliwa?
Sama porażka 0:3 była wystarczająco bolesna. Byliśmy tłem dla Znicza. Chciałem zaprezentować się jak najlepiej na tle byłego pracodawcy, a mecz nam zupełnie nie wyszedł. Trzeba o nim jak najszybciej zapomnieć.
Przed Pogonią seria ciekawych spotkań, w tym najciekawiej zapowiadający się z punktu widzenia kibicowskiego – z Widzewem Łódź. Jak do nich podchodzisz?
Na ten moment najważniejszy jest mecz z Resovią, który chcemy wygrać. Nie zastanawiam się, co będzie potem.
Jak oceniasz II ligę, w której dawno cię nie było?
W I lidze już wiemy, że każdy może wygrać z każdym. W II sytuacja wygląda identycznie. Powoli również ekstraklasa podąża za tym trendem. Wisła Płock jedzie na Legię Warszawa i wygrywa 4:1. II liga z pewnością jest mocniejsza niż przed centralizacją. Poziom rozgrywek po awansie firm jest wysoki.
W maju z awansu będą cieszyły się tylko trzy drużyny. Czy są podstawy do wiary, że Pogoń powalczy o najwyższe cele?
Jesteśmy nisko w tabeli, ale tracimy tylko sześć punktów do zielonego pola. Sprawa awansu wciąż jest otwarta. Dopiero 1/4 sezonu za nami, a wszystko rozstrzygnie się wiosną.