Wywiad z defensorem siedleckiej Pogoni, Tomaszem Lewandowskim.
Jaki to był rok dla Tomasza Lewandowskiego? Z pewnością zróżnicowany, ponieważ trzykrotnie zmieniałeś miejsce zamieszkania.
Zgadza się. Pogoń to mój trzeci klub w 2016 roku. Zaczynałem poprzedni zimowy okres przygotowawczy w Grudziądzu, później trafiłem do Wejherowa, aż wreszcie w lipcu zameldowałem się w Pogoni. Czuję się tutaj bardzo dobrze. W Siedlcach urodził mój się syn, zarówno mi, jak i mojej rodzinie fajnie się mieszka w tym mieście, mam sporo znajomych jeszcze z czasów poprzedniego pobytu. Mogę wypowiadać się tylko w pozytywach.
Jesteś osobą, która mocno przywiązuje się do miejsc. Widać po twoim zachowaniu na boisku i poza nim, że szanujesz miasto, klub i kibiców.
Jestem w takim wieku, że muszę patrzyć na to, gdzie dobrze się żyje mojej rodzinie. Siedlce to fajne miasto do życia. Skoro jest dobrze mojej rodzinie to i ja nie mam żadnych problemów. Podziwiam kibiców Pogoni, ponieważ odkąd pamiętam zawsze towarzyszyli oni piłkarzom, niezależnie od celów drużyny i jej wyników. W zasadzie na każdym meczu, w każdych warunkach pogodowych liczba widzów oscylowała w granicach 2000. Przez trzy lata w I lidze kibice udowodnili, że stoją na wysokim poziomie. Inne kluby mogą nam ich pozazdrościć. Co by się nie działo z Pogonią to kibice zawsze są z nią.
Twój drugi pobyt w Siedlcach rozpoczął się pechowo, od kontuzji odniesionej w letnim okresie przygotowawczym. Uraz nie ułatwił walki o miejsce w składzie…
W meczu z Radomiakiem złamałem nos. Miałem przymusową przerwę, a zespół w tym czasie wyjechał na obóz. Zabrakło mnie w najważniejszym okresie dla zawodnika, kiedy robi się cały podkład pod rundę w aspektach fizycznych i mentalnych. Zamiast trenować musiałem siedzieć w domu, dosłownie siedzieć, bo dostałem zakaz jakiegokolwiek wysiłku. Nos był złamany i w każdej chwili mogło dojść do powikłań. Pierwsze mecze nowego sezonu przesiedziałem na ławce rezerwowych.
Wyniki w pierwszym etapie sezonu nie były jednak najlepsze. Co zmusiło sztab trenerski do poszukiwania recepty na problemy.
Szczęście w nieszczęściu. To nie jest tak, że siedzę na ławce i liczę na potknięcie drużyny. Po szczęściu kolejkach byliśmy na drugim miejscu od końca, posada trenera wisiała na włosku. Traf chciał, że szkoleniowiec znalazł mi nową pozycję i zostałem na niej do końca rundy jesiennej.
Jak się czułeś na nowej pozycji – prawego obrońcy?
Trener mówił, że podpatrzył jak Artur Jędrzejczyk gra w kadrze i dał mi podobne zadania przy wybiciu piłki przez bramkarza. Przesunięcie mnie na bok obrony było ułożone stricte pod Konrada Wrzesińskiego. Miałem mu nie przeszkadzać w ofensywie, a on mi w defensywie. Po paru fajnych meczach Konrad złapał kontuzję i został zastąpiony. Czy to z Damianem Świerblewskim, czy Czarkiem Demianiukiem moje założenia się nie zmieniły. Ciężko mi było się przestawić w aspekcie fizycznym. Po kilku meczach bez gry musiałem przystosować się do pracy czysto interwałowej – zupełnie innej niż na środku obrony. Myślę, że nie wyglądało to źle. Czułem się coraz pewniej na nowej pozycji, ale nie wpływało to na wypełnianie przez mnie założeń. Wiedziałem co mam robić na boisku i czego mam nie robić. Czułem, że mogę zrobić więcej, ale nie chciałem robić tego co do mnie nie należało.
Rywale doskonale wiedzieli, że nie jesteś nominalnym prawym obrońcą. Z tego powodu przyszło ci rywalizować z najszybszymi i najlepszymi technicznie skrzydłowymi. Krótko mówiąc: miałeś jesienią sporo roboty.
Z jednej strony cieszy mnie to, że zmasowane ataki były przeprowadzane moją stroną, ponieważ mogłem się wykazać. W wielu meczach wychodziło to korzystnie dla mnie. Często przed meczami rozmawiałem z przeciwnikami i mówili mi, że mają założenie grać moją stroną. Wystawiano na mnie najszybszych zawodników, którzy mieli mnie wyczerpać fizycznie. Trener rywali już przed meczem miał wypisaną kartkę, żeby w 60 minucie wysłać na moją stronę zastępcę z zapasem sił. W meczu z Chrobrym kryłem trzech różnych zawodników, z czego dwóch wchodziło z ławki. Satysfakcjonujące było dla mnie, że słyszałem od rywali, że nie spodziewali się, iż moja strona będzie aż tak zamknięta.
Wkrótce rozpocznie się kolejny okres przygotowawczy. Nowy trener i nowy start. Czy znowu staniesz do walki o pozycję podstawowego środkowego obrońcy?
Czuję się najlepiej na środku obrony, ale zagram tam, gdzie trener mnie wystawi. Nie wiem jaki pomysł będzie miał nowy szkoleniowiec. Przychodzi nowy trener i trzeba będzie od zera walczyć o skład. Przykład mojej osoby pokazuje, że spędzenie kilku spotkań na ławce nie przekreśla całej rundy. Mam taki charakter, że nie poddałem się, robiłem co do mnie należało, zostawałem dodatkowo na treningach. Otrzymałem wreszcie szansę i ją wykorzystałem.
Po przedłużonej rundzie jesiennej odszedł trener Banasik. Czy uważasz, że to odbije się na drużynie Pogoni?
Nie wpłynie to w żaden sposób na naszą grę, czy atmosferę w zespole. Z dwojga złego lepiej, że to się stało w grudniu, a nie w innym momencie. Takie jest życie trenerów. Wiadomo, że niektórzy zżyli się z nim i mieli z nim lepszy kontakt, a inni nieco gorszy. Nie chodzi jednak o to. Odchodzi jeden trener, przychodzi drugi. Mam nadzieję, że atmosfera panująca w zespole nie zmieni się. Oby nadal każdy przychodził z ochotą na każdy trening.
Czy masz jakieś marzenia na 2017 rok?
Przede wszystkim chciałbym, żeby Pogoń nie biła się o utrzymanie. Zrobiliśmy pierwszy krok ku temu jesienią. Chciałbym, żeby w okresie przygotowawczym nie brakowało zdrowia i żeby został on przepracowany na 100 procent. Jeżeli chodzi o rodzinę to chciałbym, żeby nadal jej się żyło dobrze w Siedlcach.
W polskiej piłce nigdy za wielu Lewandowskich.
Tak jest. Każda drużyna musi mieć swojego Lewandowskiego.
Rozmawiał: Kamil Sulej