Marcin Burkhardt od momentu powrotu do Polski regularnie jest przepytywany przez dziennikarzy. Były reprezentant Polski znalazł także chwilę dla redakcji MKP Pogoń Siedlce.
Jest pan chyba najbardziej zapracowanym piłkarzem w kwestii udzielania wywiadu w ostatnich tygodniach, bo gdzie nie zajrzeć to wywiad z Marcinem Burkhardtem.
Kilka wywiadów już się pojawiło, kilka pojawi się w krótkim czasie. To miłe, że media o mnie pamiętają.
Czyli nazwisko Burkhardt po dwóch latach pobytu na emigracji wciąż ma swoją wagę w polskim futbolu.
Czy dużo znaczy to sezon pokaże, zobaczymy czy moja wartość spadła, a może się podniosła? Fajnie, że wróciłem tutaj, jest jakiś szum, ale przede wszystkim koncentruje się na pracy, na najbliższym meczu z Sandecją. Przygotowujemy się do tego spotkania pod względem taktycznym i fizycznym.
Debiutował pan w Ekstraklasie w bardzo młodym wieku. Wydaje się, że jest pan w piłce od zawsze, a nie jest pan zawodnikiem przesadnie starym, jeszcze kilka lat kariery zostało.
Debiutowałem bardzo wcześnie i dlatego wszystkim wydaje się, że gram od zawsze i jestem dużo starszym zawodnikiem, a tymczasem we wrześniu będę miał 33 urodziny, więc to nie jest jeszcze wiek, który zabroniłby mi grać w piłkę na wysokim poziomie. Czuję się fizycznie dobrze, jestem zdrowy, w ostatnim czasie omijają mnie kontuzje i myślę, że jeżeli tak dalej będzie to pogram jeszcze kilka lat.
Nie był pan przez te wczesne lata bardzo wyniszczony? Kadry młodzieżowe, gra w klubie, puchary – to wielki wysiłek.
Tak, dużo tego było. Zaliczyłem większość szczebli młodzieżowych, wcześnie zacząłem grać w pierwszym zespole. Ekstraklasa, europejskie puchary, sporo tego było… Na pewno eksploatacja organizmu była, ale każdy piłkarz musi być tego świadomy. Organizm prędzej czy później poddaje się i nie ma takich, którzy przeszli przez cały okres kariery bez kontuzji.
Ten czas bardziej zahartował czy wyczerpał?
Myślę, że każda kontuzja paradoksalnie wzmacnia, daje bodziec do pracy. Człowiek pracuje nad innymi partiami mięśni, aby być coraz mocniejszym.
Jest sporo zawodników w Pogoni z przeszłością legijną. Pan wpisuje się w ten trend.
Trener też był w Legii, w drużynach młodzieżowych za moich czasów. Nie ma się co oszukiwać, Legia jest najlepszym klubem w Polsce, dobrze szkoli młodzież. Zawodnicy, których miała, nie są z przypadku. Są najlepsi na rynku polskim, ich losy później są różne – trafiają na przykład do Siedlec czy do innych klubów.
Kiedyś pana transfer z Amicą Wronki do Legii to był hit głośny na całą Polskę, robił wrażenie.
Tak, kwota transferu była dość duża jak na tamte czasy i polskie warunki. Około 600 tysięcy euro, myślę że to była duża suma i nadal jest. Ale nie zaprzątałem sobie tym głowy, szczerze mówiąc nie robiło to na mnie wrażenia, koncentrowałem się bardziej na grze i na tym, żeby rosnąć w siłę. Ale kontuzje, niektóre moje wybory i zachowania nie pozwoliły mi w pełni się rozwijać tak, jak bym tego chciał.
Sporo pan widział za granicą. Był pan w Szwecji, Norwegii, Azerbejdżanie. Który wyjazd najwięcej panu dał i najmilej go pan wspomina?
Najwięcej dał mi wyjazd do Szwecji, od razu po grze w Legii. Jeśli chodzi o podejście stricte profesjonalne, mogłem zobaczyć wszystko od innej strony. Nie byłem zawodnikiem fizycznym i zawsze miałem braki w tym zakresie, byłem wątły, a w Szwecji nacisk był na podejście fizyczne i trzeba było naprawdę dbać o siebie, aby być w tym cyklu, nie złapać kontuzji. To mi pokazało, w którym kierunku iść i było punktem zwrotnym w mojej karierze. De facto spadliśmy z ekstraklasy szwedzkiej, ale ja dostałem propozycję gry w Metaliście Charków, czyli zespołu, który wyrobił sobie renomę w europejskich pucharach. To mi pokazało, że mój talent i umiejętności poparte ciężką pracą fizyczną oraz wzmacnianie się mogą przynieść korzyści i podnieść mój poziom.
Gdzie było najgorze. Z ostatnich wywiadów można wywnioskować, że była to Norwegia?
Tak, to zdecydowanie porażka. Myślę, że nie chciałbym tego komentować.
Kiedy trafił pan do Pogoni, powiedział pan w jednym z wywiadów, że była kontroferta z Zagłębia Sosnowiec. To chyba dobrze świadczy o siedleckim klubie, że dał radę pana przekonać? Zagłębie to przecież zespół, który teoretycznie walczy o inne cele.
Tak, była oferta i wszystko było na „tak”, ale sprawa rozmyła się w na etapie końcowym, została zatrzymana na poziomie prezesów. Wiem, że trener Magiera czy dyrektor Stanek chcieli, żebym został, ale nie udało się dopiąć transferu na wyższych szczeblach. Dostałem wtedy ofertę z Pogoni, przyjechałem i zagraliśmy sparing z AEK Ateny. Myślę, że nie wypadłem najgorzej. W pierwszej połowie zespół zagrał bardzo dobrze. Po meczu podjęliśmy decyzję, że chcemy współpracować. W Norwegii byłem wstępnie poinformowany, że mogę rozwiązać kontrakt. Chciałem stamtąd uciec, piłka nie sprawiała mi radości. Najgorsze było to, że szedłem na trening niechętnie. Przyjazd do Polski bardzo mi pomógł. Jestem tutaj od kilkunastu dni, a już inaczej podchodzę do wszystkiego, jestem pozytywnie nastawiony, ciągle się uśmiecham, chce mi się pracować i to jest bardzo ważne.
Nie zamyka pan swojej kariery w tym miejscu. Dobre występy w Pogoni mogą być szansą na powrót do piłki na najwyższym poziomie?
Nie patrzę jeszcze przez pryzmat emerytury. Pogoń nie walczyła o wyższe cele w pierwszej lidze, ale myślę, że każdy zespół powinien sobie na początku stawiać nie utrzymanie, ale walkę o awans, bo o to się właśnie gra. Każdy szanujący się piłkarz, który ma ambicje gra o najwyższe cele. Ja też coś w życiu wygrałem i w większości klubów, w których byłem walczyłem o wszystko, więc i tutaj chciałbym. To też kwestia nastawienia, trzeba myśleć, że może się udać, a nie zadowalać się byle czym, dlatego że przez dwa lata Pogoń walczyła o utrzymanie. Myślę, że z rozwagą i rozsądkiem możemy spokojnie walczyć o wyższe cele.
W Sosnowcu był chyba pierwszy przebłysk nowej drużyny. Porażka porażką, ale mecz był naprawdę dobry i dający nadzieje na przyszłość.
Trener nas pochwalił za ten mecz, chociaż i zganił, bo taktycznie przy bramce zawaliliśmy. To z racji tego, że chcieliśmy zaatakować. Myślę, że się jeszcze docieramy, jest nowy trener, musimy sobie dać pół roku na zapoznanie się i zrozumienie wszystkich intencji trenera. Prawdopodobnie ta runda będzie ciężka, ale jestem optymistą.
Będzie miał pan okazję w sobotę zadebiutować przed siedleckimi kibicami. Jak pan do tego podchodzi?
Z tego co słyszałem to tutaj fajnie się gra przy siedleckich kibicach. Już widać, że społeczność wspiera klub, co się bardzo ceni i nie jest wszędzie spotykane. Są miasta, gdzie ciężko się gra u siebie, bo kibice ciągle są niezadowoleni, tutaj jest bardzo dobrze. To nie tylko zawodnicy grają, ale też kibice swoim dopingiem, wsparciem, optymizmem wyciągają z piłkarzy mnóstwo możliwości, wtedy dają oni z siebie jeszcze więcej, pokazują na boisku swoje serce.
Czy ósemka to pańska optymalna pozycja?
Całe życie grałem na ósemce i jest to moja ulubiona pozycja. Mogę popracować w defensywie, ale też wyjść po piłkę i rozegrać. Nie jestem snajperem, jednak potrafię dokładnie dograć piłkę, rzucić na 40 lub 50 metrów, potrafię odnaleźć się w grze, to są moje atuty. Zawsze dobrze się czułem w systemie 4-4-2.
Rafał Misztal może się obawiać o miejsce w bramce?
Nie powinien się bać, ale cieszyć, że ma zawodnika z doświadczeniem, który bronił na poziomie europejskich pucharów. Mówimy oczywiście o połówce z Auxerre, w której z przymusu stanąłem na bramce. Zawsze wejdę na bramkę, chociaż mam nadzieję, że nie będzie takich sytuacji.
Mimo niecodziennej pozycji i niekorzystnego rezultatu rozegrał pan wtedy dobry mecz.
Mieliśmy wówczas takie treningi ze Stefanem Majewskim, że jeden z zawodników musiał być na bramce i zawsze padało na mnie, więc jakieś doświadczenie miałem i mogłem w rywalizacji z Auxerre stanąć między słupkami.
Pana brat leczył kontuzję, ale już wyzdrowiał. Czy jest szansa na to, aby wrócił na poziom pierwszej ligi? Wiadomo przecież, że 2-3 lata temu był on postacią wyróżniającą się w na zapleczu ekstraklasy.
Na razie jest w trakcie poszukiwań, myślałem, że szybciej znajdzie klub. Rozmawialiśmy nawet o tym w Pogoni, ale tutaj kadra jest zamknięta. Życzę mu jak najlepiej, staram się mu pomóc w znalezieniu klubu. Na rynku jest dużo piłkarzy, ale na tym poziomie I-ligowym poradziłby sobie spokojnie. W GKS grał każdy mecz, dopóki nie miał kontuzji, więc myślę, że dałby radę.
Jak będzie z Sandecją w sobotę?
Do przodu! Ja jestem optymistą i wierzę w to, że wygramy. Liczę na jak najwyższe zwycięstwo, ale wynik 1:0 też będzie cieszył. To jest początek sezonu i musimy punktować. Liczę na publiczność, my bojowo podchodzimy do sprawy, trenujemy ciężko, a w sobotę wyjdziemy i będziemy 90 minut zasuwać.
W I lidze nie zabraknie spotkań z byłymi klubowymi kolegami.
Myślę, że w większości klubów będą zawodnicy, z którymi gdzieś się zetknąłem. Zawsze miło jest się spotkać, porozmawiać przed meczem lub po nim. Ale jak się wychodzi na boisko to nie ma sentymentów.
Rozmawiał: Kamil Sulej